W osławionej Szafie odnaleziono bodaj jedyny zachowany egzemplarz wywiadu, którego Wojciech Fumel udzielił przy okazji pięciolecia Knajpy, w roku 2006, pewnej młodej dziennikarce. (Nazwisko znane redakcji.)
N.N.: Dzień dobry, chciałabym zacząć od nietypowego pytania. Co sądzi pan o feministkach?
W.A.d.F.: A co pani sądzi o męskich szowinistach?
Odbija pan piłeczkę.
Skąd. A pani?
Panie Wojciechu. Pytam poważnie.
Poważnie... Pani redaktor, proszę nie brać tego do siebie, ale mnie w ogóle nie interesują kobiety jako takie...
Nie? Czytając fragmenty pana Zagubionych w świadomości można odnieść wrażenie, że było ich w pana życiu kilka...
Ależ skąd. Przecież to fikcja literacka. Dała się pani zwieść.
Jednak pisze pan o kobietach.
Powtórzę raz jeszcze. Kobiety jako takie nie interesują mnie w ogóle. To, co mnie zajmuje, to schematy relacji mieszanych. W Zagubionych w świadomości nie znajdzie pani wnikliwych studiów psychologicznych, lecz prozę filozoficzną, modelowanie pewnych sytuacji...
Jest jednak miejsce na burzliwe i poetyckie opisy przeżyć wewnętrznych. To modelowanie sytuacji, jak pan to określił, bywa bardzo plastyczne.
No tak. Jestem przecież przede wszystkim poetą.
Właśnie. Pana wiersze budzą niekiedy kontrowersje. O czym właściwie mówi tekst piosenki Zawziętość ?
Cóż... Każdy ma taką interpretację poezji, na jaką zasługuje, że tak powiem. Nie ma nic bardziej żałosnego niż autor, który podaje jedynie słuszną wykładnię własnej twórczości. Słowa nie są tym, czym są, w dodatku dla każdego są czym innym. Każdy ma własny świat. Pełne zrozumienie jest tylko metaforą. Ale to już mówiłem.
Tak... Po co się w takim razie rozmawia?
Na to pytanie również odpowiadałem już gdzie indziej...
Ma pan na myśli wstęp do Zagubionych w świadomości ?
Między innymi. Cóż, jak powiedział Lem, „ludzie nie czytają, a jak czytają, to nie rozumieją, a jak rozumieją, to zapominają”...
No dobrze... Chciałabym pana zapytać o wpływy.
Z tytułu Zagubionych w świadomości nie mam na razie żadnych wpływów. Czekam na wydawnictwo, które zainteresuje się publikacją.
Miałam raczej na myśli literackie wpływy na pana twórczość.
Hmm... A dlaczego akurat literackie? Moim zdaniem warto pomówić przede wszystkim o wpływach filmowych. Tak. Podwójne życie Weroniki na przykład. Albo Ucieczka z kina „Wolność”. O Lucky Man. Rok diabła. Guzikowcy. No dobrze, teraz będę schematyczny: Pulp Fiction.
A więc filmy. Książki nie inspirują pana do pisania?
Do pisania inspirują mnie nade wszystko codzienne obserwacje. Ale oczywiście, książki, które czytam, kształtują moją wrażliwość. Wypada wspomnieć o Stachurze, Lemie, Camusie, Prouście, Hessem...
W swojej powieści...
Szkicu powieściowym, pani redaktor. Obserwuję niepokojącą dewaluację pewnych pojęć w naszym języku. Szastamy dużymi słowami na prawo i lewo, a inflacja postępuje. Nie nazywajmy powieścią czegoś, co liczy sobie raptem sześćdziesiąt stron maszynopisu...
Dobrze... W swoim szkicu powieściowym pisze pan o faktycznie istniejących osobach w sąsiedztwie postaci czysto literackich. Jak należy to rozumieć?
Widziała pani Rok diabła?
Niestety nie...
Proszę obejrzeć.
W porządku... Ale może zechciałby pan powiedzieć coś więcej naszym czytelnikom?
Tak... Widzi pani, te, jak to pani określiła, faktycznie istniejące osoby, zanurzając się w świat fikcji stają się automatycznie postaciami literackimi. Wszyscy wiemy, że Prezes w Kapeluszu nie cierpi na psychozę dwubiegunową. Jego zdrowia, również psychicznego, i ogromnego zaangażowania mogę mu tylko zazdrościć.
Dlaczego zatem wprowadza go pan do książki w taki sposób?
To nie jest książka o nim. Do kreowania literackiej postaci Prezesa w Kapeluszu posłużyły mi niektóre cechy charakteru prawdziwego Prezesa w Kapeluszu. Niejako wysublimowałem jego cząstkę. To bardzo bogata osobowość, na pewno można by z niego wykroić niejednego bohatera.
Po co jednak nazywać go Prezesem w Kapeluszu?
Znowu najchętniej odesłałbym panią do Roku diabła. Mówiąc jednak w uproszczeniu: żeby pokazać, że to, co spotkało mojego bohatera, jest bardzo realne. Każdy, kto bardzo się w coś angażuje, musi niestety pamiętać, że rzadko spotka współpracowników równie entuzjastycznych. Ale dość już o tym, zaczyna mnie pani właśnie zmuszać do analizowania własnej książki.
W porządku, pomówmy może o Prezesie w Kapeluszu, tym prawdziwym. Od jak dawna go pan zna?
Od około ośmiu lat.
Był pan obecny przy powstawaniu Knajpy? Jak to wszystko wyglądało?
Trudno powiedzieć... Prezes tworzył Knajpę, by tak rzec, na swój obraz i podobieństwo. Pięć lat temu wyglądało to zupełnie inaczej, chociaż nie chciałbym sugerować, że Prezes jest niezdecydowany co do kształtu. Tu nie o to chodzi. To wciąż bardziej wizja niż coś konkretnego, coś, co ciągle powstaje, jest nieustającym tworzeniem. I w tej nieustannej zmienności widzę sens. Przecież sztuka, która trwa po prostu, nie jest sztuką, lecz zimnym trupem. Ten sam obraz oglądany w innej chwili może w nas wywołać odmienne zgoła wrażenia.
A jak to wygląda od kuchni?
Kuchnia jest raczej nieciekawa. Jest zwyczajnie mnóstwo roboty, ktoś musi tym wszystkim kierować, czasem na kogoś nakrzyczeć... A i tak najwięcej Prezes robi sam, wkładając mnóstwo serca w dopieszczanie drobiazgów.
Rozumiem. Na koniec chciałabym jeszcze zadać panu pytanie zupełnie, że tak powiem, z innej beczki. Jak pan ocenia sytuację w naszym kraju?
Pomaga mi w tym zdrowy rozsądek.
Chodziło mi raczej o to, jakie jest pana zdanie na temat tego, co się u nas dzieje...
Wyrobione i wyraziste. (westchnienie) Pani redaktor, po co to pani? Powiem coś za dużo i pani tego nie puszczą. Szkoda pani pracy.
Rozumiem… Dziękuję panu za rozmowę.
I ja dziękuję.
komentarz będzie prosty:
OdpowiedzUsuńpodoba mi sie:)
i rozmowa udowadnia jak istotne jest znalezienie inteligentnego reportera, a nawet jak go brakuje to sam przepytywany ma szanse wzniesc rozmowe na wlasciwy poziom;)
pozdr
lul
A gdzie można te fumelowskie dzieło przeczytać?
OdpowiedzUsuń